Kajakiem Królową Rzek 14 sierpnia 2017
Spływ kajakiem po Wiśle jest unikalnym doświadczeniem w mojej kajakowej historii. Wisła to rzeka specyficzna pod każdym względem.
Pierwsze co uderza, to jej ogrom. Z perspektywy kajaka, człowiek czuje się malutki. Na zwykłych rzekach nie ma takiego odczucia, bo rzeki mają szerokość do parunastu metrów, a tutaj jest kilkaset. Dopłynięcie do jakiegokolwiek celu, który zobaczy się na horyzoncie zajmuje 5 razy więcej czasu niż na zwykłej rzece. Walka z nurtem i wiatrem to zupełnie inny wymiar spływania.
Wisła ma silny nurt, który pcha miło kajak do przodu. Ale jeśli zdarzy Ci się spływać pod wiatr, to wierz mi, siła wiatru skompensuje siłę nurtu i jak nie machniesz wiosłem, to będziesz stać w miejscu razem z kajakiem.
My spływaliśmy odcinek z Góry Kalwarii do Warszawy, a konkretnie do plaży przy Moście Poniatowskim. To około 38km. Zajęło nam to z kilkoma krótkimi przerwami 7 godzin. Około 6 godzin byliśmy na wodzie, bo właśnie nieprzewidziany wiatr dmuchał nam w oczy. Ciężko było, ale była przygoda i wyczyn. Przy takiej pogodzie rosną fale, momentami były całkiem spore i uderzały o kajaki mocno tworząc rozbryzgi wody.
Na tym odcinku bliżej Góry Kalwarii jest prom, który przewozi ludzi i samochody z jednego brzegu na drugi. Prom porusza się na stalowych linach i trzeba na nie uważać podczas spływu. Jak my płynęliśmy to kapitan promu nas zobaczył i ‘przepuścił”, choć my się zatrzymaliśmy najpierw i chcieliśmy jego przepuścić. Zapewne zrobił to w trosce o nas, bo liny podczas ruchu promu są nisko nad wodą i można w nie wpłynąć i mieć wywrotkę. Wierzcie mi, wywrotka kajaka na Wiśle z silnym nurtem to nic przyjemnego. Czasami trafiają się co prawda mielizny, i woda jest dosłownie do kostek na środku rzeki, ale nie w miejscu przeprawy promu.
Wisła jest rzeką zdradliwą. Trzeba umieć machać wiosłem, sterować kajakiem i ogólnie ogarniać temat. Trzeba tam umieć manewrować i uważać na fale. Zwłaszcza jakby jakiś nie mądry człowiek na łodzi zrobił dużą falę, to kajak bardzo łatwo wywrócić i nieszczęście gotowe. Na szczęście są patrole WOPR.
Spływ Wisłą zapada w pamięci i będzie się go pamiętało raczej całe życie.
Kiedy dopływaliśmy do Warszawy to poczuliśmy ulgę. Wisła nuży się. Tam właściwie nic się nie dzieje. Tylko woda, woda, woda i wiosłowanie, i wiosłowanie, i wiosłowanie i tak w kółko… Czasami można sobie na ładne ptaszki popatrzeć w locie albo na wysepkach.
Mieliśmy ambitne plany następnego spływu z Warszawy do Modlina, odcinek 40km, ale odpuściliśmy. My wolimy jednak mniejsze, malownicze, kręte rzeczki.
Wisła jako ciekawostka jest naprawdę warta spłynięcia. Ale polecę krótszy odcinek, np. od Świdra do którejś z plaż w Warszawie. I polecę pływać dużą grupą, to będzie raźniej i weselej. My płynęliśmy na 2 kajaki i 4 osoby.
Na spływach kajakowych obowiązuje w Polsce noszenie zapiętych kapoków – kamizelek asekuracyjnych. Wiem jak to wygląda w praktyce na rzekach, ale na Wiśle naprawdę warto porządnie sobie ten kapok założyć. Kapok dodaje +50% do wyporności. Tak na oko. Bardzo ułatwia utrzymanie się na wodzie w razie wpadnięcia do niej. Wiem, bo testowałem.
Ahoj przygodo!
Wyszukiwarka na stronie HerzigStudio:
- 35
- 7 581
- 3 781
- 0
- 0
- 56